Bananowa Liga, bo tak się zwie ten film (wyszła też druga część - Bananowa Liga 2) prezentuje przyzwoity poziom amerykańskiego hamburgera. Można wręcz odnieść wrażenie, że to taki odsyp, realizowany według uproszczonego szablonu Hollywood, tzn. musi być motyw przyjaźni, opiekuńczości, rywalizacja wygrana w trudach, chwila niepewności itp. Ostatecznie wygrywają ci, co mieli wygrać. Gdzieś na końcu pojawia się jeden niezadowolony bohater filmu, który szybko dostaje po zębach - i tyle z jego protestów. Wszyscy się cieszą.
Nie zauważyłem w filmie motywu miłosnego, co jest dość zaskakujące jak na masową produkcję kraju okrągłej szarlotki. Pewnie wynika to z familijnej koncepcji filmu - w zamian pojawiła się małpa.
Co do realizacji wszystko poprawnie, szkoleniowo. Dobrze się oglądało w niedzielne południe przy obiedzie, ale do kolacji z tym już bym nie ryzykował.